REPERTUAR DKF „POWIĘKSZENIE” LISTOPAD 2024 R.
Lp. |
TYTUŁ |
DATA |
GODZ. |
CZAS |
1 |
„WREDNE LIŚCIKI” |
04.11.2024 |
19.00 |
102 MIN |
2 |
„KOLACJA POŻEGNALNA” |
18.11.2024 |
19.00 |
90 MIN |
3 |
„TERAPIA DLA PAR” |
25.11.2024 |
19.00 |
93 MIN |
„WREDNE LIŚCIKI”
REALIZACJA |
OBSADA |
Reżyseria - Thea SharrockScenariusz - Jonny SweetZdjęcia - Ben DavisMuzyka - Isobel Waller-BridgeMontaż - Melanie OliverScenografia - Alice Sutton |
Jessie Buckley - Rose GoodingOlivia Colman - Edith SwanTimothy Spall - Edward SwanGemma Jones - Victoria SwanMalachi Kirby - BillAlisha Weir - Nancy GoodingAnjana Vasan - Gladys Moss |
O FILMIE
Littlehampton - niewielka miejscowość w Anglii. Mieszka tu Edith (Olivia Colman), znana ze swego niezwykle konserwatywnego podejścia do życia. Pewnego razu otrzymuje ona list, który ma wyraźny podtekst seksualny. Podobne listy dostali również inni mieszkańcy miasteczka. O wysyłanie tych listów zostaje oskarżona Rose (Jessy Buckley), młoda irlandzka imigrantka. Liczne zarzuty płynące w jej stronę sprawiają, że policja rozpoczyna śledztwo, które prowadzi posterunkowa Gladys Moss (Anjana Vasan).
Powiedzieć dziś, że ludzie chętnie wypisują w internecie obraźliwe i wulgarne komentarze, to stwierdzić oczywistość w stylu: słońce wschodzi na wschodzie. Były jednak takie czasy – i to całkiem niedawno – kiedy w interakcjach społecznych unikano ordynarnego chamstwa z obawy przed ostracyzmem... lub nawet karą.
"Wredne liściki" przenoszą nas w niezbyt odległą przeszłość. Oto czasy, gdy niewyparzony język i prostackie zachowanie były znakiem rozpoznawczym osób prymitywnych, nieszczęsnych dusz, dla których jedynym wybawieniem byłyby ognie piekielne. Kobieta, która pozwalała sobie na zbyt dużo, mogła nawet stanąć przed sądem za nieobyczajne zachowanie. Prawo Wielkiej Brytanii nie widziało wtedy zbyt dużej różnicy pomiędzy wulgaryzmami, prostytucją i homoseksualizmem.
W takich okolicznościach przyrody wspólnotę małego miasteczka czeka szok. Oto pewna bogobojna mieszkanka zaczyna otrzymywać listy. Ich treść jest szokująca. W sprawę zostaje zaangażowana policja. Ta ma podejrzaną. To sąsiadka znana z nieprzystającego chrześcijańskim kobietom zachowania i języka, którego pozazdrościłyby jej największe rynsztokowe szumowiny. Dochodzi do aresztowania. Szykuje się proces, który może doprowadzić nieszczęśnicę za więzienne kraty. Kobieta jednak nie przyznaje się do winy. Jej jedyną sojuszniczką zostaje młoda policjantka, która sama musi zmagać się z niedowierzeniem ze strony społeczeństwa, bo kto to widział, by kobieta nosiła mundur. Tymczasem ofiara listów, na pozór skromna, żyjąca w bojaźni bożej chrześcijanka, cieszy się sławą lokalnej męczennicy...
Choć trudno w to uwierzyć, "Wredne liściki" inspirowane są prawdziwymi wydarzeniami sprzed stu lat. Jednak reżyserka Thea Sharrock oraz scenarzysta Jonny Sweet nie są zainteresowani rekonstrukcją śledztwa i procesu, o którym wszyscy dawno zdążyli zapomnieć. Ich film ma przede wszystkim bawić. Kontrast pomiędzy dawną moralnością i aktualną znieczulicą na wulgaryzmy w sieci jest nieustającym źródłem humoru. Twórcy zgrabnie konfrontują przyzwyczajenia widzów, dla których obraźliwe wpisy są codziennością mediów społecznościowych i sekcji komentarzy na portalach, z oburzeniem i szokiem bohaterów oraz radykalnymi działaniami policji.
Bohaterowie filmu nie są lustrzanym odbiciem rzeczywistych osób, lecz zbudowane zostały zgodnie z wieloletnią tradycją brytyjskiego sitcomu. Są to więc postacie wyraziste, na pozór jednowymiarowe, lecz skrywające zaskakującą głębię. Sprawia to, że oglądający z łatwością śmiać się będą z obłudników i szowinistów, którzy w innym kontekście narracyjnym wzbudzaliby oburzenie.
Co więcej, taka konstrukcja pozwala za komediową frywolnością ukrywać głębsze, zaskakująco przenikliwe studium jednostek uwięzionych w opresyjnym systemie. Tytułowe wredne liściki stają się symbolem anarchistycznej rewolucji, wyrazem buntu i bezradności w obliczu religijnego zniewolenia i społecznego przyzwolenia na oczywisty brak równość. Twórcy jednak nie czynią z tych głębszych rozważań jądra filmu, co może część oglądających rozczarować. "Wredne liściki" pozostają przede wszystkim komedią, z ciekawie napisanymi bohaterami, zabawnymi dialogami i pierwszorzędnym aktorstwem. To ostatnie chyba nikogo nie dziwi. W końcu Olivia Colman, Jessie Buckley i reszta obsady, to aktorska pierwsza liga. Jeśli wybierając się do kina na "Wredne liściki" nie będziecie oczekiwać feministycznego manifestu, ale dobrej, inteligentnej komedii, to z całą pewnością nie będziecie zawiedzeni.
MARCIN PIETRZYK - FILMWEB
„KOLACJA POŻEGNALNA”
REALIZACJA |
OBSADA |
Reżyseria - Lukas NathrathScenariusz - Sebastian Jakob Doppelbauer, Lukas NathrathZdjęcia - Philipp JestädtMuzyka - Slade Templeton, Chris Köbke, Constantin Sayn-WittgensteinMontaż - Silke OlthoffScenografia - Saskia Stoltze |
Sebastian Jakob Doppelbauer - Clemens Pauline Werner - Lisa Susanne Dorothea Schneider - Katharina Nikolai Gemel - Marcel Isabelle von Stauffenberg - Valerie Valentin Richter - Aaron Julius Forster - Jan Nils Rovira-Munoz - Jesús Amelle Schwerk - Nadja |
O FILMIE
Pandemia i związany z nią lockdown solidnie dały się we znaki Lisie i Clemensowi, głównym bohaterom komedii "Kolacja pożegnalna". Para zdecydowana jest zacząć nowy rozdział w swoim życiu, a pomóc ma w tym przeprowadzka z sennego Hanoweru do tętniącego życiem Berlina. Lisa jest ambitną lekarką, przed którą poważna zawodowa szansa, Clemens z kolei próbuje swoich sił jako piosenkarz i tekściarz. Oboje liczą, że wyjazd do niemieckiej stolicy okaże się przełomowy na każdej płaszczyźnie ich życia. Zanim jednak do tego dojdzie, para postanawia zorganizować pożegnalną kolację w swoim niemal pustym już mieszkaniu. Kiedy kolejni przyjaciele odwołują w ostatniej chwili wizytę, a w ich miejsce na imprezę trafiają nieproszeni goście, sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli.
Spotkanie towarzyskie, które w przypływie absurdów zostaje doprowadzone do histerii, to fabularny pomysł znany od dawna i dla wielu być może przewidywalny. Niemniej jest to schemat dość pojemny – przy niewielkich obciążeniach budżetowych i technicznych (zazwyczaj takie przedsięwzięcie rozgrywa się w jednym pomieszczeniu) można zsyntetyzować i zdemaskować przywary wybranych grup społecznych, pobawić się klaustrofobiczną poetyką, a zarazem pozwolić na aktorskie popisy. Zdaje się, że każdy z tych celów, w mniejszym lub większym stopniu, przyświecał monachijczykowi Lukasowi Nathrathowi podczas kręcenia jego pełnometrażowego debiutu – Kolacji pożegnalnej.
Ponadto film zdaje się być bezpośrednią reakcją na społeczną izolację wywołaną przez pandemię koronawirusa. I chociaż podjęcie tego dość „świeżego” i niewyeksploatowanego jeszcze przez sztukę tematu może wydawać się dla widza atrakcyjne, to niestety trzeba przyznać – został on potraktowany dość powierzchownie. Niemożność komunikacji i chwiejność relacji to centralne problemy fabuły, jednak na dobrą sprawę ujęte w separacji od doświadczenia pandemicznego. Subtelność tej kwestii nie musiałaby być wcale wadą, gdyby tylko nie została już całkowicie porzucona pod koniec filmu. Została ona właściwie ograniczona do kilku marginalnych uwag w pierwszym akcie (np.: „nie znoszę tych maseczek”, „mamy pandemię” etc.), co jest nieco rozczarowujące, biorąc pod uwagę, iż „życie po covidzie” zdaje się być jedną z głównych strategii marketingowych dystrybutorów. Oczywiście, nastroje społeczne przedstawione w filmie da się potraktować jako wypadkową przymusowej izolacji, ale wciąż trzeba się przy tym trochę wysilać.
Nie zmienia to faktu, że scenariuszowo Kolacja pożegnalna sprawnie spina klamrą sporo tematów ważnych dla młodych dorosłych. Przeprowadzka bohaterów, poprzedzona przez tytułowe przyjęcie, ma być nowym rozdziałem ich żyć, których nie mogą jednak rozpocząć bez rozliczenia się z przeszłością. Wymagające zarówno odwagi, jak i szczerości wobec innych i samego siebie rozmowy okazują się już sporym wyzwaniem, często doprowadzając do eskalacji agresji i paniki. Przez to właśnie film lśni aktorsko, a praktycznie każda osoba w nim grająca ma chociaż kilka scen, w których może wyeksponować wszystkie cechy swej postaci. Czasem są one umiejętnie przerysowane, czasem boleśnie znajome, ale co najważniejsze: prawie za każdym razem działają.
Obraz Nathratha stara się przy tym zaprezentować dość poważny wachlarz zagadnień społecznych, wychodząc od publicznego obrazu osób z depresją, poprzez wolność artystyczną i napięcia na linii prawica–lewica, kończąc na narodowych kompleksach. Ten ostatni temat, choć nie poświęcono mu zbyt wiele uwagi, kończy się dość zabawnym dialogiem o wzajemnym antagonizmie Austriaków i Niemców. Większość wspomnianych w filmie kwestii zostaje potraktowana jednak dość powierzchownie, co nie zawsze działa na niekorzyść – imituje w końcu żywą naturę dyskusji na imprezie i pozwala na zwarcie w tym krótkim odcinku czasu (zaledwie 90 minut) syntezy środowiska protagonistów. Mimo wszystko zostaje pewien niedosyt – zwłaszcza pod koniec seansu ma się wrażenie, że można było ze scenariusza wyciągnąć o wiele więcej, szczególnie z tak jaskrawą galerią charakterów.
Kolacja pożegnalna nie jest w swojej konwencji niczym odkrywczym – ale przede wszystkim dlatego, że się o to nie stara. To film starający się wzbudzić w widzu niepokój, ale w bezpieczny, dość zachowawczy sposób. Wystarczający jednak, by zacząć kwestionować pewne relacje i schematy społeczne, mogące być widzom aż za bardzo znane. Jak na pełnometrażowy debiut fabularny reżysera obraz prezentuje się naprawdę dobrze, a przebłyski twórczej dojrzałości i społecznej wrażliwości można potraktować jako obiecującą zapowiedź ciekawej kariery Nathratha.
KAMIL DORMANOWSKI- FILMAWKA.PL
„TERAPIA DLA PAR”
REALIZACJA |
OBSADA |
Reżyseria - Gerardo HerreroScenariusz - Gerardo HerreroZdjęcia - Juan Carlos GómezMuzyka - Paula OlazMontaż - Clara Martínez MalageladaScenografia - Leire De EstebanDźwięk - Eduardo Esquide, David Mantecón, Mario Lorenzo |
Malena Alterio - Marta Alexandra Jiménez - Laura Fele Martínez - Daniel Antonio Pagudo - Esteban Eva Ugarte - Carla Juan Carlos Vellido - Roberto Belén Gil - Policjantka Carlos Ros - Policjant |
O FILMIE:
Trzy małżeństwa, a każde z nich ma swoje problemy. Na tyle poważne, że wymagały specjalistycznej konsultacji i pracy w ramach terapii dla par. Żaden z bohaterów nie spodziewał się jednak oryginalnego pomysłu, na jaki pewnego dnia wpadnie ich psychoterapeutka. Kobieta wyznacza spotkanie, na którym jednak sama się nie pojawia. Zostawia jedynie oczekującym na nią parom wskazówki, co mają robić i czego od nich oczekuje. Zdezorientowana początkowo szóstka bohaterów zaczyna ze sobą rozmawiać. Spotkanie zamienia się w coś w rodzaju terapii grupowej, w trakcie której na światło dzienne wychodzą kolejne brudy i wstydliwe dla każdej z par fakty. Nie może być inaczej, kiedy do przedyskutowania są tak poważne tematy, jak opieka nad dziećmi, obowiązki domowe, kariera, zazdrość czy seks. Wszystko to doprowadzi do nieoczekiwanego dla każdego z nich końca.
Mit Medei jest głęboko zakorzeniony w europejskiej kulturze i nie przestaje fascynować kolejnych pokoleń twórców. Tragiczna historia córki Ajetesa rozkochanej w Jazonie, która porzucona przez herosa i skazana na wygnanie zabiła swoje dzieci, stawia niebywale trudne pytania natury moralnej i uniemożliwia pochopną ocenę bohaterki. W wersji filmowej starożytną opowieść starali się zinterpretować m.in. Pier Paolo Pasolini i Lars von Trier, a teraz dołącza do nich Alice Diop, utalentowana dokumentalistka o senegalskich korzeniach. Oglądając "Saint Omer", trudno jednak uwierzyć, że mamy do czynienia z jej pełnometrażowym debiutem fabularnym. Film wychowanej we Francji autorki uderza bowiem formalną dyscypliną i bezkompromisowością oraz wyróżnia się niekonwencjonalnym podejściem do formuły dramatu sądowego. Diop zadziwia też niebywałym wyczuciem, z jakim dotyka najbardziej mrocznych i przytłaczających stanów ludzkiej psychiki oraz problemów przekraczających znane nam granice etyczne.
To miało być zwykłe popołudnie. Kolejna godzina terapii, podczas której małżeństwo próbuje dojść sedna swoich problemów. Tym razem jest jednak inaczej. Trzy pary znajdują się w tej samej przestrzeni, by podążać za wskazówkami i poleceniami swojej terapeutki, która postanawia zamienić ich spotkanie w terapię grupową. Gerardo Herrero w Terapii dla par wykorzystuje soczysty dialog i napiętą atmosferę, by powiedzieć o sile grupy, interwencji z zewnątrz i poszukiwaniu odwagi w walce o siebie. Marta (Malena Alterio) i Roberto (Juan Carlos Vellido), Laura (Alexandra Jimenez) i Esteban (Antonio Pagudo), Carla (Eva Ugarte) i Daniel (Fele Martinez) są parami, które na wspólnej drodze napotkały problemy. Od jakiegoś czasu są w terapii, robią małe postępy, ale z pewnością mogą dać z siebie dużo więcej. Terapeutka przygotowują dla nich wyjątkowy wieczór, podczas którego sami dla siebie staną się nośnikiem pytań i ocean, a spotkanie z obcymi ludźmi ma być dla nich bodźcem do wyjścia poza utarte schematy. Kąśliwi, surowi i zdystansowani wobec siebie nie zawsze dbają o uczucia i emocje drugiej osoby, co doskonale wyprowadza bohaterów ze strefy komfortu i wprowadza na drogi poszukiwania odpowiedzi i kwestionowania prostych rozwiązań. Wkrótce okaże się, że za całym spotkaniem kryje się dużo więcej niż można było się spodziewać.
Terapia dla par to kino intensywny emocji w dużej mierze oparte na dialogu. Tak jak w hitowym Dobrze się kłamie w miły towarzystwie z każdą minutą opowieści bohaterowie muszą zrzucać z siebie maski, odkrywać w sobie nowe emocje i konfrontować się z ocenami innych. Herrero jest blisko swoich aktorów, przygląda się ich twarzom, wyłapuje drobne gesty. Nawet najmniejszy detal potrafi opisywać ich myśli i decyzje, które powoli w nich kiełkują. To kino soczyste, które przede wszystkim opiera się na relacjach i interakcjach. Alterio, Vellido, Jimenez, Pagudo, Ugarte i Martinez tworzą świetny zespół, który wypełnia cały ekran. Z zainteresowaniem można przyglądać się temu, jak ich bohaterowie ściągają kolejne maski, by w finale odkryć czasami bolesną prawdę o sobie. Szczególnie Juan Carlos Vellido przyciąga uwagę jako ofensywny typ macho, który nie zawsze potrafi utrzymać swoje emocje na wodzy. Terapia dla par nie jest instruktażem jak prowadzić terapię grupową. To intensywne spotkanie osobowości, które atrakcyjnie – niemalże z thrillerowym zacięciem – opowiada o mocy spotkania z drugim człowiekiem i radzeniu sobie ze strachem przed oceną. Wciągające studium charakterów i wyśmienita uczta aktorska. Bywa śmiesznie i przerażająco!
MAŁGORZATA CZOP- MOVIEWAY
Copyright © 2014; Dyskusyjny Klub Filmowy Powiększenie